O nowej roli, potoku Barbara i znaczeniu przypadku w życiu w pierwszym swoim wywiadzie po urodzeniu córek opowiada Anna Guzik-Tylka.

Jakie zdarzenie z Twojego życia, z perspektywy czasu uważasz za najważniejsze, że jesteś obecnie w tym właśnie miejscu?

Rozumiem, że rozmawiamy o sferze zawodowej? Przez wiele lat trenowałam piłkę ręczną, najpierw w szkolnym SKS-ie, potem w klubie Słowian, w końcu w AZS-ie Katowice, więc naturalnym wyborem był katowicki AWF. Ja jednak intuicyjnie czułam, że to nie jest moja droga, tak samo zresztą jak germanistyka na którą miałam już złożone papiery. Chyba wszystkie ważne decyzje w moim życiu poprzedzone były jakimś przypadkiem. Musiałam oczywiście sama rozegrać daną partię, ale karty rozdawał ktoś zupełnie inny… Okres maturalny był bardzo trudnym momentem w moim życiu- kończyło się wszystko co znajome i dziecinne, a zaczynało nieznane. Najgorsze było to, że czując się jeszcze zupełną smarkulą, musiałam  podjąć decyzję, która miała zadecydować o dalszym moim życiu. Dzisiaj, z perspektywy czasu, uważam, że miałam ogromne szczęście. Wybór zawodu aktorki nie był wyborem ani oczywistym ani logicznym, a jednak okazał się strzałem w dziesiątkę. Jestem dumna z tego, że w przełomowym momencie mojego życia wykazałam się odwagą
i podjęłam wyzwanie.

guzikNa czym polegało to wyzwanie?

Przy wejściu do mojej szkoły, czyli do VIII LO w Katowicach, zobaczyłam ogłoszenie o naborze do studium aktorskiego. Mijałam je przez klika dni, aż w końcu…

Pomyślałaś, że to chyba do Ciebie to ogłoszenie…

Tak i postanowiłam spróbować. Na egzamin dotarłam po meczu, jako jedna z ostatnich, jeszcze w dresie, z napisem AZS AWF Katowice na plecach… Można powiedzieć, że poszłam na całość! (śmiech). Dostałam się do studia i tam otworzył się przede mną zupełnie inny świat. Świat emocji i poszukiwania prawdy o sobie. Zajęcia w studio były dla mnie absolutnie  odkrywcze i niezwykle trudne. Okazało się, że pomimo mojej radosnej natury, jestem bardzo pozamykaną w sobie introwertyczką, że wiele zadań stanowi dla mnie problem i ogromne wyzwanie. Z perspektywy czasu widzę jak ważny był to moment i ważne decyzje, bo dzięki nim dostałam się do wymarzonej Szkoły Teatralnej i uprawiam zawód aktorki. Bez nich nie byłabym w tym miejscu w którym jestem dzisiaj

A co było przełomem w Twojej karierze aktorskiej? Był taki moment?

Myślę, że przysłowiowym przełomem był mój, epizodyczny na początku, udział w serialu „Na Wspólnej”. Miałam się pojawić w jednym odcinku, a zostałam dwanaście lat… Od tego wszystko się zaczęło. Dzięki serialowi stałam się rozpoznawalna i zaczęłam otrzymywać kolejne propozycje.

A z której roli jak do tej pory jesteś najbardziej zadowolona?

Jest kilka ról z których jestem naprawdę dumna. Jedna z nich to Maureen Folan
w “Królowej piękności z Leenane” Martina McDonagh’a. To jedna z tych ról na które się czeka, gdzie możesz pokazać pełen wachlarz umiejętności i całkowicie stopić się z postacią. To był absolutnie magiczny spektakl, w trakcie którego przeżywałam prawdziwe katharsis. Ta rola, prócz satysfakcji, przyniosła mi również nagrody- Złotą Maskę i Ikara. Jeśli chodzi o serial to jestem bardzo zadowolona z tytułowej „Heli w opałach”. To był ogromny materiał, mnóstwo zadań, zabawy i ciężkiej pracy równocześnie. Wracam do tej postaci i tego czasu w moim życiu z ogromnym sentymentem.

A masz jeszcze jakieś marzenie jako aktorka?

Oczywiście – żeby grać! Wkraczam w niebezpieczny dla aktorek wiek- już niemłoda, jeszcze nie stara…(śmiech). Marzę, aby trafiać na tak świetne role jak moja Klitajmestra w „Ifigenii”- skomplikowane, obarczone doświadczeniami, niejednoznaczne.

A był jakiś krytyczny moment, że chciałaś zostawić aktorstwo i powiedzieć: nie, już dość, nie daję rady…

Raczej nie, jestem jak koń, który ma klapki na oczach… (śmiech). A tak na serio- to nigdy nie miałam takich myśli, bo naprawdę lubię ten zawód i w dodatku uważam, że pełni on w moim życiu ważną rolę terapeutyczną. Jak już wspomniałam, należę raczej do introwertyczek, a dzięki mojej pracy mogę zaszaleć na scenie, pokazać to, co kłębi się w mojej głowie i duszy. Oczywiście zdarzały się momenty, kiedy nie byłam do końca zadowolona z tego co mi się przytrafia, ale muszę równocześnie stwierdzić, że nigdy nie narzekałam na brak pracy.

dzieciNo to teraz porozmawiajmy o nowej roli, o roli mamy. Jakie to uczucie – być mamą?

Wspaniałe, choć oczywiście nie mogę obecnie narzekać na nadmiar wolnego czasu i snu…(śmiech)

Urodziłaś córki w Bielsku-Białej… Mogłaś wybrać zupełnie inaczej. Dlaczego nie w Warszawie?

Tutaj mieszkam , mam dom, czuję się bezpiecznie, więc nie widziałam powodu dla którego miałabym rodzić gdzie indziej. W bielskim Szpitalu Wojewódzkim miałam bardzo dobrą opiekę i byłam z daleka od osób, którym mogłoby wpaść do głowy, aby sprzedać moją prywatność.

Powiedz mi, skąd imiona dla dziewczynek?

Imiona są skrajnie różne, bo takie miały być. Nie chciałam, aby ktoś niechcący mylił dziewczynki. Są siostrami, ale każda jest innym człowiekiem, więc chciałam jak najdalej uciec od traktowania ich jako jedną osobę- „bliźniaczki”. A wybór imion był intuicyjny. Myślałam o nich przez całą ciążę i przyszły do mnie te dwa- Barbara i Nina. Być może miała w tym udział trasa, którą często pokonywałam będąc w ciąży i potok Barbara?… Kto wie? (śmiech)

A co zmieniło się w oglądzie świata po urodzeniu dzieci? Jak bycie mamą zmienia perspektywę?

Myślę, że macierzyństwo uczy cierpliwości i odporności na pewne niewygody. No i oczywiście zmienia cały świat wkoło…

Czy sądzisz, że macierzyństwo, to doświadczenie, które może też zmienić Twoje aktorstwo?

My, aktorzy, czerpiemy z siebie i swoich doświadczeń. Wykorzystujemy nasze lęki, zahamowania, dobre i złe chwile- to wszystko nas buduje i pogłębia nasze aktorstwo. Ostatnio miałam scenę w serialu “Na Wspólnej” z Wojtkiem Błachem, mieliśmy zagrać scenę kłótni i on mówi: „Ty to po urodzeniu tych dzieci, już się nawet kłócić nie umiesz, przestałaś być agresywna. Widocznie nie mam powodu, albo siły…  (śmiech).

Inaczej na miasto patrzy przysłowiowa singielka, w szpilkach, a inaczej młoda mama z wózkiem – i to jeszcze podwójnym. Czy Bielsko-Biała to dobre miasto dla rodzin z małymi dziećmi?

Z dziećmi chodzącymi jak najbardziej. Gorzej jest w centrum z wózkiem, bo  ulica 11 listopada jest wybrukowana. Ale ja niezbyt się nadaję do takiej oceny, bo spaceruję głównie po swojej okolicy.

Dosyć szybko wróciłaś do pracy, taka decyzja wymaga pomocy, wsparcia ze strony rodziny, jak to wygląda u Ciebie?

Mój powrót do pracy byłby niemożliwy gdyby nie pomoc męża i naszych mam. Tak naprawdę jest to zupełnie nowa dla mnie sytuacja, którą próbuję oswoić i ułożyć na nowo. Mam nadzieję, że uda nam się opanować chaos i wypracować jakiś system, ale pewne rzeczy wymagają czasu i nie ma ich co przyśpieszać. Na szczęście mój powrót do pracy jest na razie połowiczny, więc nie mam wyrzutów sumienia, że coś mnie omija. Spędzam z dziećmi sporo czasu i cieszę się chwilą.

goryJak z tą sytuacją radzi sobie mąż? Do tej pory miał w domu jedną gwiazdę, a teraz ma już trzy.

No właśnie, jestem trochę zazdrosna, spadłam na drugi plan! (śmiech) Myślę, że radzi sobie bardzo dobrze. Jest szczęśliwy, choć równie niewyspany co ja…

A śpiewasz już swoim córkom?

Śpiewam. Sporo zresztą śpiewałam będąc w ciąży.

A co śpiewasz?

Repertuar jest szeroki: od ćwiczeń głosowych, przez piosenki z mojego recitalu, z „Singielki”, klasykę polskiej piosenki aż do… hitów disco… (śmiech)

Aniu, wyobraź sobie, że możesz polecić swoim dzieciom tylko jedną książkę, taką najważniejszą, do zapamiętania na całe życie i jeden film do obejrzenia. Co by to była za książka i co to byłby za film. Musimy się zastanowić lekko, nie?

Tylko jedna?! Kurcze, to bardzo trudny wybór- jest tyle interesujących i ważnych książek…

No, taka, która Tobie zapadła w pamięć i na przykład chciałabyś, żeby córki ją też przeczytały…

Jeśli miałaby to być tylko jedna książka, to musiałaby to być Biblia! Ma w sobie dosłownie wszystko- kodeks, jak powinniśmy w życiu postępować, co jest naprawdę ważne, jakim być człowiekiem, historie mrożące krew w żyłach. No i będą miały lekturę na długo… (śmiech) Przyznaję bez bicia, że nie przeczytałam jej w całości, może im się uda.

A film Ci przychodzi na myśl?

Jest wiele pięknych filmów, które zrobiły na mnie wrażenie, ale chyba moim numerem jeden jest „Potop” Jerzego Hoffmana z Danielem Olbrychskim w roli głównej. Wspaniały film, ma ponad czterdzieści lat, a ja oglądałam go już kilkadziesiąt razy i jeszcze mi się nie znudził. Pewnie jeszcze kilka razy go obejrzę.


Prowadziłaś program “Zdrowie na widelcu”, teraz prowadzisz „Grzeszki…”- czy po urodzeniu córek ta wiedza się przydaje?

Ta wiedza przydaje mi się już od dawna. Program otworzył mi oczy na wiele kwestii związanych z żywieniem. W najnowszym sezonie „Grzeszków na widelcu” będziemy rozbierać na części pierwsze wszystkie diety. Myślę, że powinny go obejrzeć osoby, które zmagają się ze zbędnymi kilogramami. Ta wiedza może im się przydać.

A kiedy zobaczymy Cię znowu w teatrze?

Do teatru zapraszam od września. Na afisz wracają spektakle „Singielka” i „Ifigenia” z moim udziałem.

A szykuje się coś nowego?

Myślę, że w nadchodzącym sezonie wejdę w próby do nowego spektaklu, ale jeszcze nie znam szczegółów. Jak tylko się dowiem, dam Ci znać! (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

Ja również i oczywiście zapraszam do naszego teatru.

Zdjęcia: Archiwum prywatne A. Guzik-Tylki